Kiedy słyszę, że ktoś idzie do szefa prosić o podwyżkę, nóż mi się w kieszeni otwiera. Często słyszę, że o pieniądze trzeba prosić. Czy aby na pewno?
Nie uważam, że jest coś złego w tym, że udajemy się do szefa po podwyżkę; wręcz przeciwnie, ale proszenie…?
Nie wiem, jak Tobie, droga czytelniczko, ale mnie „proszenie” kojarzy się z sytuacją, w której bez jakichkolwiek podstaw domagam się podwyżki. To tak, jakbym żądała od ludzi zapłaty bez wykonanej usługi.
Co nie podoba mi się w słowie „proszenie”?
Kiedy prosisz o coś – stajesz się zależna i zdana na czyjąś łaskę. A kiedy znajdujesz się poziom niżej, na pozycji osoby proszącej o pieniądze – nie ma mowy o partnerstwie, bo partnerzy są sobie równi i traktują siebie na równi.
Ja też kiedyś zwróciłam się z prośbą o podwyżkę i nic z tego nie wyszło. Czułam się tak upokorzona faktem, że jestem zmuszona to zrobić, że szybko odeszłam z firmy i znalazłam pracę za lepsze pieniądze i z o wiele fajniejszymi obowiązkami.
Zazwyczaj ktoś, kto udaje się do pracodawcy prosić o pieniądze, nie osiąga swojego celu.
Przygotuj się!
Nie wiem, w jaki sposób prosisz i na czym polega owo proszenie, ale sprawdź, proszę, czy w rozmowach
o podwyżce wspominasz o tym:
– jakie konkretnie zadania i projekty podjęłaś;
– jaki jest efekt Twoich działań;
– jak na Twoich działaniach skorzystała firma;
– w jaki sposób przyczyniłaś się do osiągnięcia celów firmy;
– jaki jest Twój wkład w rozwój i optymalizację działań firmy.
I wiesz, o co chodzi – o to, że mamy problem z docenianiem siebie. Wydaje nam się, że jest to chwalenie się (przypomniał mi się wierszyk „Samochwała w kącie stała” – pamiętasz?).
Mieć tupet
Trzeba głośno mówić o swoich sukcesach; często żyjemy w iluzji, że ktoś nas dostrzeże, ktoś nas zauważy, ktoś nas doceni. NIE. NIE. NIE. Jeśli Ty tego nie zrobisz, jeśli sama nie docenisz swoich działań, nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Pomyśl tylko: idziesz do szefa wyprostowana, uśmiechnięta, DUMNA, trzymając w ręku listę ARGUMENTÓW i wykaz rzeczy, które zrealizowałaś, które wykonałaś. W przypadku starania się o podwyżkę lista Twoich dokonań stanowi listę Twoich argumentów.
Chyba, że wolisz ze strachem w oczach pukać do drzwi szefa i wchodzić, mówiąc, że przyszłaś prosić o podwyżkę…. Wtedy dostarczasz swojemu szefowi szeregu powodów, których użyje, by odmówić:
– nie ma pieniędzy na podwyżki
– jest recesja na rynku
– jest wiele osób bezrobotnych, które chciałyby znaleźć się na Twoim stanowisku
– w naszej firmie nie przewidujemy podwyżek
– i wiele innych.
Co wtedy?
W takim momencie rozmowa zazwyczaj nie ma większego sensu, a w Tobie grzmią emocje.
Nie twierdzę, że to Twoja wina, bo… to tylko brak wiedzy i tupetu?
Naprawdę chodzi o tupet?
Możliwe, że o zdrowy tupet, który nazywam docenianiem siebie i mówieniem głośno o swoich sukcesach i zrealizowanych zadaniach, a jeśli chcesz mieć „zdrowy tupet” i wzmocnić swoje poczucie własnej wartości to koniecznie kliknij tutaj, co pomoże Ci rozmawiać o pieniądzach.
Wiesz już, że mnie proszenie o pieniądze źle się kojarzy:) Ale tak samo robiłam w firmach, gdzie pracowałam. Raz za to miałam sytuację, gdzie uzyskałam to, co chciałam, ale zupełnie nie tak, jak chciałam i to było jeszcze gorsze! Przed rozwodem powstrzymywała mnie m.in myśl: jak ja sobie sama poradzę, zarabiam za mało. Postanowiłam więc pójść po podwyżkę. W tej firmie były z tym problemy, zawsze coś było nie tak. Zdecydowałam więc, że w razie czego będę szukać nowej pracy. Rozmowa przebiegała tak samo jak zwykle, nie miało znaczenia, co zrobiłam, tylko to, że ja „generuję koszty”, bo pracuję w biurze, a nie na budowie (łatwo się domyślić, jaka branża), czyli tych pieniędzy nie robię. (UUU! Do teraz czuję oburzenie, jak to sobie przypominam). Wreszcie powiedziałam, już zła, że mnie nie stać na pracę w tej firmie, bo nie mogę nić zrobić w prywatnym życiu. I że chciałam wiedzieć, na czym stoję. Usłyszałam pytanie, co ja takiego chcę w tym prywatnym życiu zrobić (znowu wk…rw). „Zamierzam się rozwieść, pracując tu lub gdzie indziej”. Podwyżkę dostałam, taką jaką chciałam. Ale to była kolejna frustracja, bo czułam, że dostałam ją z łaski, nie jako wynagrodzenie za moją pracę. Rozwiodłam się więc i zmieniłam pracę:)
własnie stoję przed tą decyzją :/
poszłam po kasę, ale póki co jej nie dostałam. raz jeden, jedyny. wiem, że jestem dobra w tym, co robię, do tego to lubię robić. wiem, że inni też mnie cenią, tylko po prostu wygodniej im zrzucić wszystko na gorszy moment w firmie….drugi raz nie pójdę. rozglądam się za czymś innym.
Ja nigdy nie prosiłam – zawsze żądałam. Teraz sama jestem sobie szefem, więc problem mnie już nie dotyczy.