Na początek muszę wyjaśnić jedną rzecz. Nie chcę nikogo dołować, nie chcę frustrować i zniechęcać. Za to chcę obalić pewne mity i rozszerzyć perspektywę abyśmy wszyscy mieli więcej uśmiechu na twarzy.
Na podstawie wypełnionej przez Was ankiety, do której zachęcałam by ją wypełnić w tym artykule, wychodzi na to, że sporo osób na pytanie „jakie masz marzenia”, odpowiedziało, że pragnie STABILIZACJI ŻYCIOWEJ I FINANSOWEJ.
Hmmmm
Zamurowało mnie, przyznam szczerze i stwierdziłam, że to idealny moment na to by poruszyć tę kwestię na blogu.
Stabilizacja to utopia
Stabilizacja to pewna ciągłość, równia, droga bez zmian? Jest dobrze i niech tak zostanie? Stabilizacja równocześnie kojarzy się często z BEZPIECZEŃSTWEM. Mam dobrą pracę i pensję i niech tak zostanie, albo mam nieciekawą pracę, ale mam ją i co miesiąc dostaję wynagrodzenie więc jest ok, inni mają gorzej.
Znalazłam takie synonimy na słowo stabilizacja:
apatia, autokontrola, bezruch, blokada, brak ruchu, marazm, martwy punkt, równowaga, samokontrola, skostnienie, spokój, spokój ducha, stagnacja, stałość, statyczność, zakleszczenie, zamarcie, zastój, zastygnięcie..
Czy tego chcesz?
Nie sądzę.
Pomimo, że często nam się wydaje, że stabilizacja przyniesie nam wewnętrzny spokój i spokój w ogóle, to niestety zapewniam Cię, że jest inaczej.
Żyjemy w świecie w nieustannym ruchu, rozwój, nowe potrzeby, zmiany – to nasz obecny świat. Jeśli ktoś uważa, że praca na etacie na ciepłej posadce jest stabilna to rozczaruje się przy pierwszych zwolnieniach z uwagi na restrukturyzację, upadłość lub przejęcie przez inną firmę. Czasem to nasze stabilne życie na etacie zostanie wymuszone przez to, że pracodawca na nasze miejsce zatrudni nowy model…brutalna prawda.
Mimo wszystko wiele osób ma przekonanie, że praca na etacie daje stabilizację, dlatego jeśli tak uważasz, napisz proszę w jakim aspekcie?
Znam wiele osób, które dla tej pozornej stabilizacji rezygnuje z własnych marzeń, zgadzają się na upokorzenie i mobbing, poświęcają większość swojego życia.
Nie namawiam do rzucenia etatów, namawiam do zmiany myślenia o etacie
Co zamiast stabilizacji? Odpowiedź jest i banalna i trudna – dla każdego może to być odrobinę coś innego, ale zapewne będzie się kręciło wokół rozwoju. Twojego rozwoju!
Jeśli pracujesz na etacie, weź pod uwagę, że jeśli będziesz dążyła do tytułowej stabilizacji, cofniesz się w rozwoju. Brak ruchu w dzisiejszym świecie to powolne kroczenie do tyłu. Jeśli wiesz już, rozumiesz, że to Ci nie służy w ogóle, możesz zacząć swoją podróż w tym kierunku, w którym zadecydujesz. Podróż zaczyna się od postanowienia, od podjęcia decyzji. Tak to jest TEN MOMENT.
Rozwój oznacza to, że zaczynasz bardziej dostrzegać swoje wewnętrzne zasoby, czyli talenty, mocne strony, doświadczenie, które już zdobyłaś. Masz to wszystko wypunktowane i bez zająknięcia umiesz o tym opowiedzieć. Kolejnym krokiem może być postanowienie, w którą stronę chcesz się rozwijać – chcesz być najlepszym specjalistą w danej/swojej dziedzinie? A może chcesz się przebranżowić, bo nie lubisz swojej obecnej pracy? A może chcesz być ekspertem w danym obszarze. Rozwój to nauka, to podejmowanie nowych doświadczeń, eliminacja tego, czego nie chcesz i koncentracja na tym, co chcesz osiągnąć i kroczenie tą drogą. Rozwój to ruch. Bezczynne stanie w miejscu, myślenie, analizowanie bez tego ruchu – to stagnacja.
Rozwój siebie, inwestycja w siebie, nauka tego, czego potrzebujesz by dojść tam dokąd kroczysz… Po co? Może to być awans jeśli masz sensowną pracę i rzeczywiście przyczyniasz się do tego by pomagać ludziom. To może być droga w kierunku eksperta, który dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu będzie mógł pracować tak, jak sam chce czy na swój własny rachunek czy na rachunek innych. To też może być droga do własnego biznesu by w przyszłości mieć swoje własne źródło dochodu i być wolnym w pełnym znaczeniu tego słowa.
Ta droga się nie kończy
Na końcu tej drogi nie ma tego momentu – stabilizacji – świat nadal będzie się zmieniał i wymuszał zmianę w nas. Święty spokój czeka nas w innym wymiarze, oby! :) Na tym świecie rozwój gwarantuje nam własne bezpieczeństwo. Własna sprawczość, własne rozwinięte zasoby determinują nasze prawdziwe poczucie własnej wartości i w konsekwencji pewność i bezpieczeństwo.
Prosta analiza. Wiem co mam, wiem co mogę dać, wiem jaka jest tego wartość, mogę przyczynić się do tego i tego, a korzyści są takie i takie – to wszystko wypływa z Twoich wewnętrznych zasobów, to Twoja własna, unikalna i wewnętrzna MOC. Trzeba ją jedynie (albo aż) umieć dostrzec i rozwijać!
Jak zatem zadbać o ten spokój, który miała dać stabilizacja?
Spokój jest konsekwencją poznania siebie, zaufania sobie i wiary w siebie. Zapewne to droga, którą chcesz podążyć, ale wcześniej również możesz zadbać o swój spokój – medytacja, joga, uważność, zen coaching, oddanie się własnej pasji, gorąca czekolada z przyjaciółką, szczera rozmowa z samą sobą, odpoczynek, relaks i wszystkie inne formy, z których już korzystasz, a które przynoszą Ci spokój :)
P.S. Jeśli chcesz dzięki pieniądzom osiągnąć bezpieczeństwo i stabilizację to poważny błąd w sztuce życia… temat na inny artykuł
Superważny wpis, chociaż treść tak cholernie trudna do przyjęcia. Niby zrozumiałam to, o czym piszesz, już jakiś czas temu, ale mój umysł, idąc na łatwiznę, co chwilę podsuwa mi wizje kolejnych „stabilizacji”. Potrzeba dużej samoświadomości, żeby właściwie ocenić, czy NAPRAWDĘ tego chcę. Ech. Będę wracać do tego wpisu. Albo wydrukuję go sobie i będę nosić w torebce.
Stabilizacja nie jest dla mnie… przynajmniej taka w ogólnym rozumieniu. Zdałam sobie z tego sprawę w momencie gdy takową osiągnęłam, zarobki znacznie przewyższające wydatki, praca 8-16, popołudnia dla siebie i nagle dosłownie poczułam jak się cofam, jak mój umysł tonie w marazmie i w przerażeniu że spędzę tak resztę mojego życia, które nawet się jeszcze na dobre nie zaczęło… Ucieczka była niezbędna. Teraz takiej stabilizacji mówię zdecydowane NIE! ;) I zdecydowanie bardziej skłaniam się ku osiągnięciu spokoju przez zaufanie i wiarę w siebie :)
Chyba umysł każdego człowieka podświadomie chce iść na „łatwiznę”, sprawę ułatwia świadomość i zgadzam się, że potrzeba dużej samoświadomości. Dziękuję za Twój cenny komentarz do tego artykułu.
O! Agato, jesteś osobą, która szybko zdała sobie sprawę co Ci odpowiada, a co nie i co najważniejsze, podjęłaś kroki by zmienić swą rzeczywistość- gratulacje! To jest właśnie umiejętne korzystanie ze świadomości siebie. I choć momentami jest trudniej, a czasem cholernie trudno, to warto, nieprawdaż? Uwielbiam te chwile, które mam praktycznie codziennie, że muszę się szczypać by sprawdzać czy to się dzieje realnie i czy rzeczywiście to moje życie. Jeszcze 5 lat temu myślałam, że to mżonka i że jestem na stałe przykuta do biurka. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ja to czułam podświadomie od dawna… tylko nie za bardzo wiedziałam jak można żyć inaczej. Cieszę się, że dość wcześnie poznałam osoby, które pokazały mi mniej standardową drogę ;)
uwielbiam ten temat, i tak bardzo ta stabilizacja mnie zawsze kusiła hehehe polecam bardzo bardzo nagranie Jacka Walkiewicz minuta 6:00, mi bardzo kiedyś te słowa otworzyły oczy…”największa jak mi dysk wypadł…a stabilizacja motylka to SZPILKA..” i ja też już nie chcę być ustablizowana, do obejrzenia:https://www.youtube.com/watch?v=p6YAGRGwETU
Anita, mnie również stabilizacja łączy się się już ze szpilką, za sprawą Jacka. To dobre przemówienie i jeśli jeszcze ktoś nie zna, to warto!
Dziękuję Anita :)
Stabilizacja jet pozorna moim zdaniem. Tak naprawdę etat nic nie zapewnia. W każdej chwili możesz otrzymać wypowiedzenie i stracić robotę. Tylko jak nie zwariować?
Każdy znajdzie w procesie swój własny sposób na to by nie zwariować w tym zakresie. Można, ale każdy bardzo indywidualnie do tego podchodzi – bo tu chodzi głównie o poczucie bezpieczeństwa, które uzależniamy od kogoś lub od czegoś – a gdyby tak uzależnić je tylko od siebie?