Zainspirowana po rozmowie telefonicznej z jedną z uczestniczek moich warsztatów pragnę podzielić się z Wami jedną sprawą.
„Nic się nie dzieje bez przyczyny”, jeśli by szukać sensu tych słów trzeba spojrzeć na swoje własne doświadczenia i odpowiedzieć sobie na parę pytań, m.in., na:
– z jakiego powodu zostałam zwolniona z pracy? Co dzięki temu mogę zrobić/kogo poznać/czym się zająć w swoim życiu?
– z jakiego powodu choruję? Co robię gdy choruję? Co mi zapewnia choroba?
– z jakiego powodu poznałam daną osobę? Co ona wniosła w moje życie? Czego się mogę od niej nauczyć o sobie a może o innych?
– z jakiego powodu jest mi źle? Z jakiego powodu jest mi smutno? Czy jest jakaś dziedzina życia/obszar życia, który zaniedbuję? Co konkretnie sprawia, że jest mi smutno?
Ja wiem, że szukanie odpowiedzi nie jest łatwe, ja wiem, że to nas może bardzo dotknąć i czasem automatycznie możemy temu zaprzeczyć. Ja wiem, że czasem trzeba odwagi by świadomie przyznać się do odpowiedzi. I wiem, że jeśli zaczniemy słuchać siebie to będzie tylko lepiej.
Można by mnie teraz zapytać, ale skąd ja to wiem?
No to trochę autobiografii :). Odkąd pracuję na rozwojem Pracowni Sukcesu, od momentu kiedy powołałam ją do życia – chodzę jak nakręcona. Serio. Ciągłe pomysły, ulepszanie, własny rozwój, szkolenia – wszystko po to by świadczyć usługi na najwyższym poziomie, by klienci otrzymywali to, czego oczekują i jeszcze więcej. I wiele razy na przemówieniach, na spotkaniach z Wami mówiłam o drugiej stronie medalu, kiedy lubi się swoją pracę i pracuje się z pasją. Tą drugą stroną medalu, akurat dla mnie był i jest brak odczuwania głodu, ja mogłam i mogę nie jeść przez cały dzień…
I nadszedł dzień, w którym poczułam się fizycznie bardzo źle. Nadszedł dzień, w którym nie miałam siły, czułam się przemęczona jakbym musiała pracować 24h/dobę. Nadszedł dzień, w którym czułam, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam dokładnie co, wiedziałam tylko, że czas zacząć dbać o swoje odżywianie. I na tym się skończyło. Parę dni trzymałam się planu, doszłam do siebie…
Za kilka tygodni znowu poczułam brak sił. Do tego co powyżej doszło permanentne niewyspanie. Lubię pracować nocą, kiedy wszyscy śpią i nikt nie dzwoni. Mogę w ciszy i skupieniu kreślić plany i pomysły, które natychmiastowo chcę powoływać do życia.
I dopiero rozmowa, sesja z świetnym coachem, Dorotką, dała mi odpowiedź co się dzieje. Świadomie przyznałam się sama przed sobą, że żyję tylko pracą. Oddycham szybko i płytko. Mam ciągłą gonitwę myśli w głowie. Postawiałam sobie wysoką poprzeczkę.
Świadomie wiem to, w nawykach jednak mam inne postępowanie zaimplementowane. I wiem, że nawyki mogę zmieniać i modyfikować, w końcu sama tego Was uczę.
Oddycham głębiej – częściej, zastanawiam się nad sobą, więcej medytuję, krócej pracuję, tylko z tym jedzeniem i spaniem mi najtrudniej.
Ale do tematu, „nic się nie dzieje bez przyczyny” – gdyby nie moja obecna sytuacja zawodowa, moment, w którym powiedziałam, robię swoje – nigdy bym nie doszła do tego momentu, w którym jestem obecnie, z którego jestem zadowolona. Gdyby nie mój organizm dający mi znać, że coś jest nie tak – nie zajęłabym się bardziej swoimi potrzebami fizjologicznymi. Gdyby nie to wszystko nie chciałabym się spotkać z coachem. A gdyby nie jedno szkolenie, na które wydałam bardzo dużo pieniędzy, które generalnie było fatalne, nie poznałabym tego konkretnego Coacha :)
Gdyby nie decyzja o tym, że robię swoje – pracowałabym w swojej nudnej pracy za biureczkiem od 9.00 do 17.00 i nie poznałabym tylu fantastycznych i inspirujących ludzi. Byłabym nadal szarym człowiekiem, który nic nie wnosi do tego świata, do życia swojego i innych – mam takie przekonanie.
To wszystko sploty wydarzeń, którym my sami dajemy bieg i kierunek. Niektórzy za to mówią „ten to ma szczęście w życiu”. Otóż tak, niektórzy mają a niektórzy nie. Mają Ci, którzy go chcą i pomagają szczęściu być przy sobie. Bo szczęście, to dla każdego może być czymś innym. Bo kiedy inni nie mają to Ci inni działają by je mieć.
Zapytałam ostatnio jedną znajomą, która choruje od kilku lat, akurat w jej przypadku nerki odmówiły posłuszeństwa. Wobec tego ona co 2 dni chodzi do szpitala na dializy. Leży na łóżku w tracie „oczyszczania krwi” kilka godzin, a potem wraca do domu. Powiedziała mi, że nigdy nie miała tyle czasu na czytanie książek, nigdy nie miała czasu pomyśleć o sobie, nigdy nie miała czasu na rodzinę. Teraz jak choruje, ma czas na to wszystko, na co kiedyś jego nie miała chociaż chciała. Ma teraz.
Nie twierdzę, że sednem wszystkich chorób jesteśmy my sami. Twierdzę, że nic się nie dzieje bez przyczyny.