Dziś (26.04.2021) ma miejsce premiera mojej książki, „Zadbana finansowo. Jak zbudować świadomą relację z pieniędzmi?”. Chciałabym Ci opowiedzieć, dlaczego finalnie nie zdecydowałam się na self-publishing, tylko wydałam książkę w Wydawnictwie Pełnym Czasu.
Zawsze łączyłam wydanie książki z self-publishingiem, bo wydawnictwa w Polsce nie cieszą się dobrą sławą. Dodatkowo budowałam swoją internetową społeczność, a to jest podstawa do tego, żeby wydawać się też samodzielnie. Tylu blogerów namawia, żeby osoby istniejące w Internecie wydawały się same. To teraz bardzo modne. Ja jednak wybrałam wydawnictwo. Dlaczego? To bardzo ciekawa historia.
Jak pies do jeża – w ogóle nie mogłam się zabrać za pisanie „Zadbanej finansowo”!
Pierwsze przymiarki do napisania książki miałam w 2016 roku. Wtedy moje czytelniczki otrzymały ankietę, w której pytałam „o czym chciałabyś przeczytać w mojej książce?”. A przecież książkę wydałam dopiero teraz. Jeszcze w styczniu 2020, kiedy rozpoczęły się rozmowy z Olą i jej Gangiem, „Zadbana finansowo” nie była napisana.
Wtedy, w 2016 roku, zebrałam odpowiedzi i zrobiłam sobie listę, czego chciałyby się dowiedzieć moje czytelniczki. Myślałam o self-publishingu. Ale nie mogłam zabrać do pisania – co zaczynałam, to coś mnie odciągało. Jak pies do jeża. I tak minął rok, drugi, trzeci.
W 2019 roku przysiadłam i mówię sobie: „Ta książka nie daje mi spokoju, cały czas jest w mojej głowie, a ja nie jestem w stanie jej rozpisać”. Dlatego poszukałam osoby, z którą wspólnie będziemy pisały nasze książki. Znalazłam Kamilę Surmę, spotkałyśmy się kilka razy na Zoomie i każda z nas pisała wtedy swoją książkę. Wtedy rzeczywiście ruszyłam z pracą. Ale po tych spotkaniach znowu “siadłam”.
Autosabotowałam self-publishing, ale dlaczego?
Nie jestem fanką zmuszania się i motywowania się na siłę. Uważam, że jeśli nie mamy wewnętrznego przekonania do czegoś i musimy się posiłkować różnymi kijami i marchewkami, to coś w tym zadaniu nie jest nasze. To jest często autosabotaż – ja chciałam wydać tę książkę, chciałam, żeby poszła w świat, ale nie mogłam jej napisać. A to przecież początek tej podróży.
Zaczęłam sprawdzać, co mnie powstrzymuje przed napisaniem swojej książki. Stwierdziłam, że coś jest na rzeczy z self-publishingiem. Moją mocną stroną jest wewnętrzny ogień do działania nawet jak nie wiem, jak coś zrobić. Ale w tym przypadku to nie działało. Dlatego postanowiłam, że czas zweryfikować, czym jest self-publishing. Chciałam zobaczyć, co mój umysł może tu blokować. Może mam jakieś ograniczające przekonania?
Wtedy mi się wydawało, że to prosty proces. Zatrudnimy korektorkę i osobę do redakcji, może redaktor prowadzącą, która ma kontakty z drukarniami, znajdziemy drukarnię, wydrukujemy i wsio. Myślałam, że to się zadzieje samo i wprawdzie będą pewne kroki do odrobienia, ale mniej więcej je znałam. Wierzyłam, że po prostu to zrobimy i będzie książka. Ale ja cały czas byłam krok do tyłu, jakby w wycofaniu do tego pomysłu, chociaż naprawdę bardzo chciałam „Zadbaną finansowo” napisać.
W Alchemicznym Kursie Przyciągania Pieniędzy mówię o tym, że potrzebujemy sprawdzić pozafinansowe koszty realizacji jakiegoś celu lub marzenia. Właśnie tam często jest ukryty autosabotaż, który potrzebujemy zobaczyć, żeby z nim pracować. Tak do tego podeszłam.
Mastermind, na którym chciałam znaleźć odpowiedzi – i je odkryłam
Zgłosiłam się do Kingi Rak z Twardej Oprawy. Kinga jest osobą pomagającą self-publishingowcom wydać własne książki. Ogłosiła, że będzie prowadziła mastermind połączony z warsztatami dla osób, które chcą samodzielnie wydać książkę. Wzięłam w tym udział. Pomyślałam, że dowiem się więcej na temat tego, jak samodzielnie wybrać tą książkę, zobaczę sobie cały proces, rozwieję wątpliwości.
Mastermind trwał kilka miesięcy, spotykałyśmy się w grupie kilku dziewczyn z Kingą. Kinga nam mówiła co i jak, dawała nam dodatkowe zadania. Robiłyśmy różne burze mózgów, ale też uczyłyśmy się od siebie i znajdowałyśmy od razu odpowiedzi na pytania.
Ten mastermind skończyłam z myślą, że sama tego nie zrobię. Dopiero po tym, jak poznałam cały proces od środka – dostałyśmy mnóstwo wskazówek od Kingi, na co zwracać uwagę we współpracach – zorientowałam się, że to nie dla mnie. Na ostatnim spotkaniu powiedziałam to wprost. To nie dla mnie.
Nie mam archetypu Władczyni! Self-publishing nie jest dla mnie
Moim pierwszym archetypem jest Alchemiczka, druga jest Buntowniczka, a na trzecim mam Łączniczkę. A to był projekt dla Władczyni i ja to zobaczyłam. Zobaczyłam, że pomimo że lubię spinać projekty, samodzielne wydanie książki to jest ogrom procesów. Nie chciałam tego. Tym bardziej, że byłam już po wydaniu swoich ebooków. A wydanie ebooka to jest pikuś w porównaniu z pracą, żeby powstał produkt fizyczny.
Kończąc mastermind, miałam jasność, że mogę zatrudnić project managera – osobę, która ma doświadczenie, wydawała już książki i po prostu weźmie ode mnie ten projekt i sama zbuduje zespół i przeprowadzi proces. Ale ja nie nadaję się do tego, żeby samodzielnie budować zespół, który wyda książkę. To nie jest w moich kompetencjach. Po drugie, jeżeli zajęłabym się budową tego zespołu, spinaniem projektu, myśleniem o milionach rzeczy – to automatycznie nie miałabym przestrzeni na to, żeby robić swoje. Nie miałabym przestrzeni na edukowanie, na tworzenie kursów, na to, co jest moją misją i pasją.
Więc to był krok milowy dla „Zadbanej finansowo”: zdanie sobie sprawy, że nie mam ochoty bawić się w wydawcę. Ja się nie urodziłam po to, żeby być wydawcą. Nie mam archetypu Władczyni, która jest świetna w spinaniu wielkich projektów i w delegowaniu. Dodatkowo jestem jedynaczką – kiedy byłam mała, nie nauczyłam się tak bardzo współpracować z innymi osobami, jak to robią teraz moi dwaj synowie. Oni potrzebują się docierać, układać, komunikować. Ja tego nie miałam. W szkole w tamtych czasach też nikt nie uczył współpracy. Dla mnie współpraca nie jest czymś naturalnym – potrzebowałam się tego nauczyć. Łączniczka na trzecim miejscu mi to ułatwiła, ale wydanie fizycznej książki to jest bardzo duża współpraca i dzięki Wszechświecie, że zdałam sobie z tego sprawę.
Ty też możesz zmienić zdanie!
Zobacz, że mogłam popatrzeć na to jak na porażkę. Poszłam na mastermind, żeby dowiedzieć się, jak samodzielnie wydać książkę, a wyszłam z niego jako osoba wiedząca, że tego nie zrobię. Ale dla mnie to nie była porażka. To była ogromna ulga.
Pamiętaj, że zawsze można zmienić swoje zdanie. Jeżeli uparcie trzymamy pierwotnej wersji własnego celu, to czasem ta nieugiętość i presja może zablokować cały projekt. Właśnie dlatego, że nie mamy otwartości na różne łatwiejsze i mądrzejsze dla nas rozwiązania.
Moja Alchemiczka zadziałała i stała się magia…
A teraz najlepsze. To, jak zadziałała moja Alchemiczka. Gdy tylko podjęłam decyzję, że szukam kogoś, kto to zrobi – firmy zewnętrznej, project managera, fajnego wydawnictwa – to dosłownie po kilku dniach napisała do mnie Ola Budzyńska! Proponowała mi wydanie książki w jej wydawnictwie. I dla mnie to było „dziękuję, Alchemiczko, synchronizacja Wszechświata zadziałała”.
Już nie było we mnie oporu. Była wizja, że ja piszę książkę, a ktoś inny się nią zajmuje, żeby wyglądała tak, jak finalnie wygląda. Żeby każdy mógł ją wziąć do ręki i przeczytać, żeby czytanie było przyjemnością. To nie są moje mocne strony, więc chętnie oddałam tę część zadań.
I kiedy Ola do mnie napisała, kiedy zobaczyłam tego maila – powiedziałam do siebie „Jestem na TAK!”. Ustalałyśmy jeszcze, jak ma wyglądać nasza współpraca, bo wiadomo, że musiałyśmy się jeszcze dogadać na wielu polach, zanim podpisałyśmy umowę. Co ciekawe – gdybym dostała taką propozycję kilka miesięcy wcześniej, odmówiłabym.
Trochę czasu minęło, ale to już po prostu się działo. Ja już tę książkę pisałam, mimo że jeszcze nie podpisałam umowy. Już wiedziałam, że ta książka ujrzy światło dzienne. To wszystko, co chciałam przekazać kobietom w Polsce, już bulgotało. To miało zostać napisane. W trakcie co prawda zmieniła mi się koncepcja, miałam lepszy pomysł – ale o tym opowiem innym razem.
Na współpracę z PSC zdecydowałam się także z innych powodów
Dodatkowo kiedy już wiedziałam, że chcę znaleźć kogoś do współpracy przy wydaniu tej książki, to wiedziałam też, że ma być zrobiona świetna promocja książki oraz fajne akcje co jakiś czas. A tradycyjne oldskulowe wydawnictwa tego nie oferowały. Za to wszystkie wiemy, w jaki sposób Pani Swojego Czasu prowadzi promocje, więc ja wiedziałam po prostu, że to jest to.
Poza tym Pani Swojego Czasu ma ogromną społeczność kobiet, do których też napisałam tę książkę. W pierwszym zdaniu na ostatniej stronie okładki przeczytasz, że napisałam tę książkę dla kobiet, które były wychowane do tego, aby być grzeczna i miłe i dla tych, które uważają, że aby dużo zarabiać, trzeba dużo pracować.
Moja lekcja z tego procesu, którą chcę się z Tobą podzielić
Najważniejsze dla mnie w tej historii i tak myślę, że może być również pokrzepiające dla Ciebie, to przekaz, żeby nie dążyć uparcie do realizacji pierwszych założeń. Sprawdzajmy, co nas blokuje, jeśli nam nie idzie. Bo w tym jest ukryty przekaz dla nas.
Moja nieświadomość zrobiła mi świetną przysługę w tym, że mnie odciągała od tego projektu. Bo jeżeli ja bym się uparła i zmotywowała, żeby ją napisać i ją wydać, to pewnie finalnie bym to zrobiła. Ale byłoby to okupione wielkim trudem, poświęceniem, wysiłkiem. A ja przecież zachęcam do tego, żeby pracować z lekkością, żeby zarabiać z lekkością.
Jeżeli miałabym się nauczyć wszystkiego, co jest związane z wydawaniem książki, zatrudnić cały zespół i go koordynować, to ja bym się wypaliła. Gdybym to zrobiła i dzisiaj ogłaszałabym premierę, tobym po prostu czuła, że to była porażka. Czułabym, że ja to zrobiłam takim wielkim poświęceniem, pod taką wielką presją. I myślę, że ta książka miałaby zupełnie inną energię.
Więc znajomość swoich mocnych stron i tego, w czym jesteście dobre oraz ufanie sobie jest kluczowe. Te nasze autosabotaże i blokady mają drugie dno – one nas chronią. O tym też jest ta książka, w której pokażę Ci, co się kryje za naszym autosabotażem.
Parę słów o książce „Zadbana Finansowo. Jak zbudować świadomą relację z pieniędzmi.” na zakończenie
Zatem tak doszło do wydania tej książki. Dzięki temu wszystkiemu za chwilę będzie już mogła być w Twoim domu i w Twoim sercu.
Pamiętaj tylko, że to nie jest książka do przeczytania i odłożenia na półkę. Ja przede wszystkim jestem coachem. To jest moja tożsamość zawodowa. Ja jestem w tym najlepsza. Nie jestem najlepsza w opowiadaniu historii. Nie jestem najlepsza w występowaniu na scenie. Ale jestem naprawdę dobra w prowadzeniu ludzi poprzez zadawanie pytań – i to trafnych pytań. I ja tę moją umiejętność wprowadziłam do „Zadbanej Finansowo”. Dlatego po każdym rozdziale znajdziesz konkretne pytania zadane przeze mnie w kontekście tego rozdziału. To jest książka do pracy własnej, trochę terapeutyczna, jeśli chodzi o finanse. Mam nadzieję Cię zaskoczyć i dać Ci do myślenia na wielu polach.
Jak już przeczytasz książkę, daj znać, jaki jest Twój ulubiony rozdział. Napisz mi, który rozdział najwięcej dał Ci do myślenia. Ja nie mam swojego ulubionego rozdziału, ale jestem bardzo ciekawa Twoich odczuć!
Dziękuje